на главную | войти | регистрация | DMCA | контакты | справка | donate |      

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z
А Б В Г Д Е Ж З И Й К Л М Н О П Р С Т У Ф Х Ц Ч Ш Щ Э Ю Я


моя полка | жанры | рекомендуем | рейтинг книг | рейтинг авторов | впечатления | новое | форум | сборники | читалки | авторам | добавить






ROZDZIAL DZIEWIATY: TECZOWA DROGA


Od tej chwili zaczalem akceptowa'c 'swiezo przydzielona mi role, bez wzgledu na to jaka ona jest. Przestalem pragna'c nowych przyg'od-podr'ozy do innych system'ow energetycznych, z istnienia kt'orych zdawalem sobie sprawe. Zorientowalem sie, ze w czasie snu dzieje sie wiele rzeczy, kt'ore p'o'zniej maja wplyw na moje 'swiadome my'sli i dzialalno's'c w stanie czuwania. Nie dociekalem tego wierzac, ze wszystko przebiega zgodnie z nakre'slonym dla mnie planem. Je'sli nawet wr'ocilem do szkoly dla os'ob przebywajacych poza cialem podczas snu, to mam nadzieje, iz zdobyta tam wiedze stosowalem w codziennym zyciu.

Na przestrzeni kilku lat co jaki's czas spotykalem sie na sesjach instruktazowych z INSPEKAMI. Ciagle uzywalem tego identu, poniewaz nie znalem lepszego, takiego, kt'ory nie bylby zabarwiony kulturowo-filozoficznym znaczeniem. Ostatnie spotkanie z INSPEKAMI zdopingowalo mnie do zebrania wszystkich notatek z moich dotychczasowych podr'ozy poza cialo – i oto poszczeg'olne przygody zaczely uklada'c sie w co's na ksztalt mozaiki.

Ponizsza relacja to po prostu przeglad najwazniejszych i najbardziej niezwyklych fragment'ow tej mozaiki.

Aby skoncentrowa'c sie na najistotniejszych sprawach i uczyni'c tekst zwiezlym, pominieto w nich procedure wychodzenia z ciala i powrotu do'n, z wyjatkiem przypadk'ow, gdy miala ona jakie's istotne znaczenie. Kazde z ponizej opisanych wydarze'n rozgrywalo sie poza czasoprzestrzenia, w miejscu polozonym blisko kra'nca „terytorium" INSPEK'OW...

KLIK!

Gdybym czego's pragnal, gdybym byl czego's ciekaw – nie, to co's wiecej niz zwykla ciekawo's'c – to chcialbym dowiedzie'c sie, nie tylko snu'c na ten temat domysly, ale przekona'c sie, co sie znajduje poza tym punktem... tam, gdzie ONI maja swoja siedzibe...

(To kwestia pamieci. Bedac na obecnym poziomie nie m'oglby's –jakiego tu uzy'c slowa? – znie's'c wizyty u nas. Je'sli sobie zyczysz, przygotujemy cie do tych odwiedzin, ale takie przygotowanie nie bedzie wcale proste.)

Skoro stwierdzali, ze to nie bedzie latwe wiedzialem, ze sprawa wyglada o wiele powazniej niz mi sie wydaje. Ale to bylo wla'snie to, czego chcialem... tak!

(Dokonamy koniecznych poprawek w sposobie, w jaki odbierasz czasoprzestrze'n. To musi by'c twoja wiosna percepcja.)

KLIK!

...Bawie sie na podw'orku, jezdze tr'ojkolowym rowerkiem po chodniku, zjezdzam na trawe... slo'nce schowalo sie za chmure, lecz jeszcze nie pada... kiedy zrobi sie ciemno, zapale 'swiece w reflektorze z cynowej blachy, ale najpierw bede musial p'oj's'c do kuchni po zapalki... gdy dorosne, bede mial blekitny samoch'od, kt'ory jedzie – AAAAARRRRR, AAAAARRRRR... p'o'zniej bede mial samolot, to jest to, czego chce najbardziej, samolot... wtedy bede m'ogl wznie's'c sie ponad te czarna chmure, za kt'ora 'swieci slo'nce, potem bede unosil sie i nurkowal w chmurze, IIIOOO, IIIOOO... a niech to, zaczyna pada'c, musze i's'c do domu, jeszcze tylko jedno okrazenie podw'orka... mam wlasny samolot, IIIOOO, IIIOOO... potezny blysk 'swiatla... bialego 'swiatla, to blyskawica!... Tirach!... spadlem z rowerka... leze na trawie, trawa jest mokra, musze wsta'c i p'oj's'c do domu, zanie's'c rowerek na werande, zeby nie zm'okl... ale nie moge sie ruszy'c, nie moge sie ruszy'c, co sie dzieje?... jest ciemno, nic nie widze... nic nie czuje... nie uderzylem sie, nic mnie nie boli, lecz niczego nie widze, nie moge unie's'c glowy z trawnika, musze wsta'c, m'oj rowerek zmoknie i zardzewieje, musze postawi'c go na werandzie... ale nie moge sie ruszy'c, nie moge sie ruszy'c! co robi'c?... co robi'c?... po prostu musze o tym pomy'sle'c i zaraz znajde sie na werandzie, jak moglem o tym zapomnie'c! Jak moglem! Co sie stalo, ze zapomnialem o czym's tak waznym! No wla'snie! Wystarczy abym pomy'slal o tym, ze chce dosta'c sie na werande i zaraz tam bede. W ten spos'ob kazdy moze przenie's'c sie z miejsca na miejsce! I... alez oczywi'scie! M'oglbym zrobi'c potr'ojny ruch i nie byloby ciemno... no tak, kazdy moze porusza'c sie jednocze'snie w trzech kierunkach bez skrecania, musisz to zrobi'c, je'sli chcesz by twoja spirala obracala sie, co mi sie stalo, ze zapomnialem o czym's tak prostym!... M'oglbym tez „pociagna'c skok" i... skok? Skok! Jeszcze co's wylania sie z mojej niepamieci, przypominam sobie te wszystkie podstawowe rzeczy; nigdy nie przypuszczalem, ze mozna o nich zapomnie'c, wydawalo sie to niemozliwe, gdyz sa one tak wazne, jak to, kim sie jest, jakze moglem o tym zapomnie'c? I jak moglem zapomnie'c o pozostalych znanych mi rzeczach? Jestem zdumiony, ze moglem zapomnie'c!... zapomnie'c, zapomnie'c... Leje deszcz, jestem caly mokry i ublocony... ten ogromny huk to byl grzmot pioruna, ogluszyl mnie, lecz teraz juz slysze i moge sie porusza'c... nic mnie nie boli, a wiec chyba nic mi sie nie stalo... musze zanie's'c rowerek na werande, wzia'c szmate i wytrze'c nia wode i bloto...

KLIK!

Teraz juz sobie przypominam! Bylem bardzo maly, bawilem sie kolo domu przed nadej'sciem burzy... piorun uderzyl nie we mnie, lecz w slup wysokiego napiecia na ulicy, ojciec powiedzial mi... ogluszyl mnie wstrzas... a on zani'osl mnie na werande. Po kilku minutach doszedlem do siebie... ale zupelnie zapomnialem reszte tego, co sie wydarzylo, jeszcze dzisiaj pamietam co's jak przez mgle, lecz nie potrafie odtworzy'c szczeg'ol'ow...

(To przeblysk tego, kim jeste's, zanim zaczniesz zdobywa'c ludzkie do'swiadczenie. Nie jest wazne, w jaki spos'ob sie to odbylo. Takie chwile przypomnienia czesto zdarzaja sie podczas fizycznego zycia, lecz ich nie zauwazasz lub odsuwasz w zapomnienie i nikna w'sr'od natloku codziennych spraw. Ale zdarzenie pozostaje w pod'swiadomo'sci i wplywa na twoje p'o'zniejsze postepowanie.

Od tamtej chwili nie bale's sie tego, co nazywacie blyskawica i grzmotem; sprawialy ci one przyjemno's'c. To byl jeden z rezultat'ow przypomnienia sobie czego's, co istnialo, zanim zostale's czlowiekiem, przypomnienia, kt'ore znalazlo sie blisko progu twej 'swiadomo'sci. Innym, znacznie wazniejszym nastepstwem tej historii byla nieznaczna zmiana w twoim rozwoju, i cho'c nawet jej nie dostrzegle's, to wla'snie dzieki niej osiagnale's obecny poziom.)

Mam nadzieje, ze nie kazdy musi niemal zosta'c porazony piorunem, aby zacza'c sie budzi'c. Nie bylaby to metoda cieszaca sie duza popularno'scia...

(Wiekszo's'c tego typu wydarze'n ma tak lagodny przebieg, ze sie ich nie zauwaza, ale pozostaja w pod'swiadomo'sci, skad w razie potrzeby mozna je wydoby'c. Je'sli sobie zyczysz, mamy dla ciebie nastepna scenke.)

Jak moglem o tym wszystkim zapomnie'c!... Tak, oczywi'scie, bardzo prosze.

(Teraz zapoznasz sie z jeszcze jednym obszarem swojej percepcji. Stanowi on te cze's'c owego wylaniania sie, o kt'orej dawno zapomniale's. Bedziesz zdany wylacznie na swoje sily. Nasza obecno's'c ma tylko pom'oc ci w przypominaniu.)

KLIK!

Chce poslucha'c muzyki... mojej ulubionej muzyki... Umiem uruchomi'c patefon, bo sie tego nauczylem, nauczylem sie obserwujac po prostu, jak to robia inni... pokazalem jej, ze potrafie to robi'c, a ona po przyjrzeniu sie, jak wlaczam Victrole powiedziala, ze moge sam nastawia'c plyty, ale musze bardzo uwaza'c, zeby ich nie zniszczy'c... wiec nie zrobie nic zlego, je'sli wlacze patefon... przysuwam do Victroli krzeslo, na kt'orym stane, zeby polozy'c plyte na g'orze... musze jeszcze podnie's'c ciezka pokrywe, ale dam sobie rade... krece blyszczaca korba umieszczona z boku patefonu, coraz mocniej i mocniej, az do oporu, no, juz dosy'c, bo moglaby pekna'c sprezyna... otwieram drzwiczki Victroli, moja ulubiona plyta jest tam, gdzie ja zostawilem, na pierwszej p'olce... musze bardzo uwaza'c zeby jej nie stluc przy wyciaganiu. Wchodze na krzeslo. Po zdjeciu papierowej obwoluty klade plyte na talerzu... na brzegu czarnej plyty ustawiam l'sniace, grube ramie patefonu z ostra igla, robie to bardzo ostroznie... teraz wszystko jest juz przygotowane... delikatnie przesuwam mala strzalke i czarny krazek zaczyna sie obraca'c... zeskakuje z krzesla, biegne tam, skad bedzie slycha'c muzyke... z Victroli zaczynaja plyna'c muzyczne d'zwieki, ogarnia mnie spok'oj, zamykam oczy... przez dluzszy czas nic sie nie dzieje, nie dociera do mnie nic poza muzyka, ale w pewnej chwili zaczynam odczuwa'c falowanie i mrowienie w nogach, przypomina to uczucie dretwienia st'op, ale nie boli, jest nawet do's'c przyjemne, jednocze'snie zaczynam slysze'c padajacy deszcz, mam wrazenie jakbym przysluchiwal sie bebnieniu kropli deszczu o dach, tyle ze ten d'zwiek przyplywa i odplywa... muzyka cichnie... zanika... jest teraz zupelnie cicho, nic nie slysze i niczego nie czuje... o, zn'ow sie pojawia, naplywajac z dolnych cze'sci mego ciala... falowanie, mrowienie st'op i dudnienie deszczu... nigdy nie do'swiadczylem czego's r'ownie wspanialego... czekam, by sie powt'orzylo... nadchodzi, jeszcze mocniejsze, jest tak dobrze, ze az boli, ale nie zwazam na b'ol, bo jest tak dobrze... znowu zanika... wiem, ze wr'oci, i rzeczywi'scie – wraca... jeszcze mocniej, coraz mocniej, przenika cale moje cialo, jest to najlepsze i najrado'sniejsze uczucie, jakiego doznalem, czuje sie tak szcze'sliwy, ze chce mi sie plaka'c, a b'ol jest tak silny, ze doslownie przecina mnie na dwie cze'sci... ponownie wraca i wychodzi dolem, i wiem, ze nie istnieje nic r'ownie wspanialego jak to, co odczulem przed chwila, zaden b'ol nie bedzie silniejszego od tego, kt'ory wla'snie minal... czuje, ze zn'ow sie zacznie i wydaje mi sie, ze je'sli cho'c troche sie nasili, nie bede m'ogl tego juz znie's'c, ale pojawia sie i jest jeszcze mocniejszy, jak dobrze, dobrze, dobrze... falowanie, mrowienie, ryk deszczu i b'ol tak mocny, ze az dochodzacy do glowy, straszny, straszny, straszny, przejmujacy b'ol... jest tak dobrze i tak boli... nie bedzie juz nigdy niczego, co tak boli i r'ownocze'snie jest tak przyjemne, nigdy, nigdy... zaczyna zanika'c i wiem, ze zawsze bede pamietal to wielkie, wielkie szcze'scie i ten mocny, mocny b'ol, i nic juz nie bedzie tak dobre, ani nie bedzie tak bolalo... o, zn'ow nadchodzi, nie, nie!... nie moge tego znie's'c, nie moge, nie moge! To niezwykle uczucie pobudza mnie do placzu, jest tak dobrze... i b'ol powoduje placz, boli tak bardzo... niemozliwe, by istnialo silniejsze uczucie od tego, kt'ore przezylem przed chwila, to bylo silniejsze ze wszystkich, jakie sa... nie moze juz by'c wieksze – takie uczucie przyjemno'sci i b'olu... ale jednak jest, jeszcze mocniejsze, krzycze ze szcze'scia i b'olu, i wiem, ze to jest najpotezniejsze ze wszystkiego, co istnieje, niesamowita rado's'c i piekno, kt'orych zadna my'sl ani 'swiadomo's'c nie sa w stanie ogarna'c... i wiem, ze b'ol to tylko cierpienie fizycznej struktury usilujacej pomie'sci'c w sobie wiecej energii niz moze znie's'c, i wiem, ze pewnego dnia zn'ow tego do'swiadcze, tym razem nie czujac b'olu, gdyz bede lepiej rozumial, tak, to sie stanie pewnego dnia, chwala Ci... czuje podnoszace mnie rece, poplakuje, otwieram oczy i podnosze glowe. Juz nie slycha'c muzyki, a ona, moja matka, patrzy na mnie i co's m'owi...

KLIK!

...Tak, tak, pamietam, jak wielka satysfakcje sprawilo mi pozwolenie uzywania Victroli, czulem sie wyr'ozniony i bylem z tego powodu bardzo dumny, nigdy nie stluklem zadnej plyty... Kiedy bylem sam i nikt poza mna nie m'ogl tego slucha'c, nastawialem symfonie i opery, kt'ore lubila moja matka i jazzowe plyty z muzyka saksofonowa, kt'ore dostalem od studenta z g'ory... wsluchiwalem sie w nie, czujac b'ol i szcze'scie... pamietam, ze takich samych wraze'n doznawalem podczas przygotowa'n do operacji gdy dawano mi narkoze – schemat byl identyczny...

(Akceptacja b'olu jako czynnika warunkujacego szcze'scie jest symbolem sprzeczno'sci istniejacej w zyciu fizycznym. To, co wydarza sie teraz nie jest zgodne z tym, co zapowiada przyszlo's'c – przynajmniej tak to odbieracie w iluzji czasoprzestrzeni. Z waszego punktu widzenia jest to niezgodno's'c dw'och rzeczywisto'sci – te], kt'ora nazywacie tera'zniejszo'scia i tej, kt'ora okre'slacie jako przyszlo's'c.)

Tak dobrze pamietam... je'sli ma przyj's'c szcze'scie, to zgadzam sie na b'ol, oczywi'scie, je'sli dam rade go znie's'c...

(To nie jest konieczne. Twoja dzisiejsza 'swiadomo's'c ma odniesienie w przeszlo'sci. Mozesz dostrzec dokad zdazaja promienie czystej energii, kt'ora nazwale's milo'scia i zobaczy'c, jak te promienie przedostaja sie na Ziemie w r'oznych odcinkach tego, co nazywacie czasem. Bedziemy ci towarzyszy'c podczas tego wydarzenia, ale decyzje musisz podja'c samodzielnie, zgodnie z wlasnym wyborem. Czy jeste's sklonny podda'c sie takiej pr'obie?)

Wla'sciwie nie bardzo wiem, czego bede szukal, ale jestem przekonany, ze juz nigdy tego nie zapomne. A je'sli tego wla'snie szukam, znajde to.

KLIK!

Siedze na piasku przed naszym namiotem. Slo'nce zachodzi, robi sie coraz chlodniej; wkr'otce zapadnie zmrok i na pustyni bedzie bardzo zimno. Ogrzejemy sie, bo rozniecilem ogie'n z wielbladziego lajna... nazywam sie Shola, a w namiocie jest moja kobieta i dwoje naszych dzieci: chlopiec i dziewczynka. Umieramy. Widze wioske w oddali i rozblyskujace w p'olmroku 'swiatla ognisk. Przyjechali'smy tutaj sprzeda'c towar, ale nie wpuszczono nas do wioski. Odpedzano nas kamieniami. Nie mozemy przejecha'c przez pustynie do innej wsi, bo brakuje nam wody i jeste'smy chorzy. Minelo juz tyle dni; nie mamy ani wody, ani jedzenia. Przezyli'smy tak dlugo dzieki temu, ze zywili'smy sie odchodami wielblad'ow. Taki pokarm zdolalby przelkna'c jedynie pies. My umrzemy, a nasze dwa wielblady pozostana przy zyciu. One nie zachoruja na dzume – zaka'zna chorobe, kt'ora powoduje otwarte, nie gojace sie rany na sk'orze. Zabilbym wielblady na pokarm, ale to nasi starzy przyjaciele. Nie jada sie starych przyjaci'ol, by przedluzy'c wlasne zycie. Zreszta to nie ma juz znaczenia. Jedzenie i woda na nic sie nie zdadza. Umrzemy na skutek choroby. Nic juz nie mozna zrobi'c. Nie zagladam do namiotu, by przypadkiem nie dowiedzie'c sie, ze cala moja rodzina juz odeszla. Boje sie 'swiadomo'sci, ze zostalem sam. Tyle rzeczy zrobili'smy razem, dzielili'smy rado's'c i b'ol... prace i odpoczynek... moja kobieta i maluchy... ani choroba, ani 'smier'c nie zniszcza naszej wiezi...

KLIK!

Docieraja do mnie zaledwie echa wspomnie'n... to zycie, kt'orego nie pamietam, o ile w og'ole je przezylem... ale wsp'olny cel, jedno's'c potrzebna do przetrwania... niczego wiecej nie moge wydoby'c z niepamieci... to przywiazanie wykraczajace poza zwykle wiezy miedzy malzonkami, poza uczucia rodzicielskie... tak, to pamietam...

(To jest nie ujawniajacy sie w planie fizycznym przejaw najwazniejszej energii. Przewaznie 'zle sie go rozumie, blednie interpretuje i czesto po prostu nie dostrzega. Ten aspekt energii, o kt'orym m'owimy, odgrywa istotna role w procesie uczenia sie, zdobywania wiedzy dzieki ludzkiemu do'swiadczeniu.)

...Czy wla'snie w tym celu stajemy sie lud'zmi? Po to, by nauczy'c sie wytwarza'c te energie lub nia by'c?

(Po'srednio rzeczywi'scie tak jest. Ale to tylko cze's'c zlozonego zjawiska. Jednym z cel'ow ludzkiego zycia jest wytwarzanie i przesylanie tej energii. Trzeba sta'c sie generatorem i przeka'znikiem. Mozesz dostrzec zestrojenie sie odbiorcy i zakres jego promieniowania – to bardzo wazne. Istota na pustyni nie byla zestrojona i dlatego mogla by'c tylko odbiorca; nie byla ani przeka'znikiem, ani generatorem. Celem jest wylacznie wytwarzanie i przekazywanie energii. Chcesz kontynuowa'c swoje do'swiadczenie?)

Je'sli dostatecznie sie wygladzilem... (Tak.)

KLIK!

Jest noc... Rozlozyli'smy sie kolem wzdluz umocnie'n obronnych obozu. Mamy pelne brzuchy, a od dlugiego marszu bola nas nogi. Gdy przekrecamy sie z boku na bok, szeleszcza pod nami suche li'scie. Stanowiloby to zagrozenie w przypadku, gdyby'smy pelnili warte na zewnatrz, ale tutaj nie ma to zadnego znaczenia. Je'sli wr'og zaatakuje nas noca, zewnetrzne straze podniosa alarm. W zasiegu mojej lewej reki znajduja sie helm i tarcza; w poblizu prawej – kuri, kt'orego zimny, spiczasty koniec i ostre krawedzie staly sie w tym samym stopniu cze'scia mnie, co wladajace nimi ramie. Przy moim jednym boku lezy m'oj przyjaciel Cheti, kt'ory chrapie tak glo'sno, ze ptaki zrywaja sie ze snu. Przy drugim – m'oj przyjaciel Dom, kt'ory 'spi jak zabity, lecz budzi sie natychmiast, je'sli wyszepta'c jego imie... nalezymy do wielkiego zastepu, kt'ory jutro zmierzy sie z wrogiem i zetrze go w proch. Jest nas trzech. Dobrze pamietam dzie'n sprzed lat, kiedy spotkali'smy sie podczas 'cwicze'n. Wysoki i jakajacy sie Cheti pochodzi z wysokich g'or, twardy jak glaz Dom – z gestych las'ow, a ja – z rozleglych r'ownin. W'owczas, kiedy uczyli'smy sie sztuki zabijania, nie zamienili'smy ze soba ani slowa. Jakze inaczej zachowywali'smy sie podczas naszej pierwszej walki, gdy utworzyli'smy zwarty tr'ojkat – ramie przy ramieniu – otoczeni przez jasnowlosych, kt'orych bylo dwukrotnie wiecej od nas! Cheti wykrzykiwal pod ich adresem takie idiotyczne przekle'nstwa, ze nawet Dom zaczal sie 'smia'c; 'smiech dodal nam nowych sil do walki i dzieki temu wydostali'smy sie z zasadzki... od tej pory trzymali'smy sie razem. Zawsze jeste'smy we trzech... wsp'olnie staczamy bitwy, odnosimy rany, tak duzo bylo jednych i drugich, ze nie zdolalbym ich zliczy'c... Jest nas trzech. Obydwaj, Cheti i Dom, sa dla mnie kim's wiecej niz m'oj brat, kt'orego twarzy i glosu nie moge juz sobie przypomnie'c... kim's wiecej niz kazda z kobiet, z kt'orymi bylem zwiazany... sa kim's wiecej, ale w zupelnie inny spos'ob... a w tamtej wiosce pewien czlowiek zapytal mnie o syn'ow i c'orki, odpowiedzialem, ze nie znam swych syn'ow i c'orek, a je'sli w og'ole mam jakie's dzieci, to poszly z kobieta, tymczasem ja nie mam kobiety, jestem wojownikiem, a wiec nie mam ani kobiety, ani syn'ow, ani c'orek, do kt'orych bylbym przywiazany... pozostaja mi tylko te kobiety, kt'ore moge zgwalci'c, gdy zdobywamy jakie's miasto... pamietam jedna z nich, byla ciepla i nie krzyczala, tylko szeptala mi do ucha, a ja bylem dla niej tak delikatny, jak tylko potrafilem,

m'oglbym sie z nia zwiaza'c, ale jest nas trzech i to co's zupelnie innego. Oddalbym zycie za Cheti i Dorna, aby mogli zy'c zamiast mnie i wiem, cho'c nic na ten temat nie m'owili, ze oni zrobiliby to samo... nie rozumiem dlaczego tak jest, ale oni sa mna, a ja jestem nimi, i jest nas trzech...

KLIK!

...Tak, mam percept: nas trzech, trzystu, trzy tysiace, trzy miliony, trzy miliardy, to jest zupelnie to samo... wsp'olny wysilek, nie zawsze dobrowolny, dlugotrwala wsp'olpraca, zdobywane razem do'swiadczenia... takie szczeg'olne wiezy moga laczy'c ludzi, kt'orzy sobie nie u'swiadamiaja, czym te wiezy sa i jak sa wazne... czesto takiego przywiazania nie mozna nazwa'c milo'scia, gdyz przyjete zwyczaje okre'slaja tym slowem fizyczno-seksualne zwiazki miedzy mezczyznami i kobietami... dlatego takie wysublimowane uczucia pozostaja przewaznie w ukryciu, nie bywaja uzewnetrzniane...

(Szybko sie uczysz. Przydaje sie tw'oj ludzki punkt widzenia. Czy chcesz przystapi'c do nastepnego etapu swoich bada'n?)

Rozumiem, co sie dzieje, ludzka cze's'c... je'sli to bedzie r'ownie wazne, jestem got'ow...

(A wiec idziemy dalej.)

KLIK!

Stoje przed kamiennym budynkiem z wysoka wieza. Szerokie stopnie prowadza na znajdujacy sie ponizej wybrukowany plac, na kt'orym tloczy sie mn'ostwo ludzi, pojazd'ow i furmanek. W powietrzu unosi sie nieuchwytny zapach – wo'n ludzkiego potu miesza sie z zapachem zwierzat, jedzenia i odchod'ow przer'oznych stworze'n. Jestem Kaplanem, wiec pomimo upalu nosze brazowa szate z kapturem siegajaca do kostek. Wewnatrz 'swiatyni panuje chl'od, ale czuje odraze na my'sl o wej'sciu do 'srodka. Wkr'otce rozpocznie sie Ceremonia, wiec musze wej's'c do ko'sciola i wzia'c w niej udzial, bo to nalezy do moich kapla'nskich obowiazk'ow. Jestem chory na sama my'sl o tym, co mam za chwile zrobi'c. To co musze wykona'c, calkowicie odbiega od moich marze'n sprzed lat o sluzbie dla Wszechmocnego. Dono'sny d'zwiek dzwonu dobywajacy sie z wiezy, wspaniale glosy ch'oru odbijajace sie echem o lukowe sklepienie 'Swietej Harmonii, majestat i tajemnica Procesji, pochylone z czcia glowy kleczacych ludzi – to sie nie zmienilo. Wla'snie te elementy rytualu ko'scielnego obudzily we mnie pragnienie, kt'ore wciaz roslo, az mu uleglem. Pozostaly takie same, lecz ja sie zmienilem. Gdzie podzialo sie pragnienie? Opu'scilo mnie, nie spelnione. Gdzie podziala sie tajemnica? Ulotnila sie pod ciezarem uplywajacych lat i tego, co moje oczy widzialy, a uszy slyszaly... Dzwon zaczyna bi'c i jest to znak, ze musze wej's'c i dolaczy'c do pozostalych kaplan'ow. Odwracam sie i wchodze przez boczne drzwi do nawy gl'ownej. Powoli posuwam sie jej 'srodkiem w kierunku oczekujacej przy oltarzu grupy. Na wprost oltarza stoi Najwyzszy Kaplan ubrany w bialy ornat z wyhaftowanymi zlotem symbolami na piersiach. Na glowie ma 'Swiety P'olksiezyc. Za nim Siedmiu Straznik'ow Kr'olestwa – kazdy z pastoralem zwie'nczonym jedna z Siedmiu 'Swietych Gwiazd, o'swietlona plomieniem 'swiecy. Wiem, co zobacze na oltarzu, do kt'orego sie zblizam i okazuje sie, ze mam racje. Na kamiennej plycie lezy dziewczyna odziana w lu'zna jasnoczerwona szate majaca ukry'c krew. Kostki i przeguby rak ma skrepowane jedwabnymi sznurami przymocowanymi do duzych klamer i boku oltarza. Dobrze znam Rytual, cho'c nigdy go nie odprawialem. Gdy spelnie 'Swiety Akt w imie Wszechmocnego, awansuje – nie bede juz nizszym kaplanem, lecz kandydatem na Straznika Kr'olestwa. Kiedy umrze jeden z Siedmiu Straznik'ow i odejdzie do Chimmonu, Krainy Wiecznej Rado'sci, przed Tron Wszechmocnego, zostane jednym z Siedmiu. A gdy odejdzie Wielki Kaplan, jeden z Siedmiu zajmie jego miejsce i przejmie po nim Potege i Chwale, stajac sie tym, kt'ory bezpo'srednio porozumiewa sie z Wszechmocnym. By'c moze bede to ja... ale teraz nie jestem tego pewien. Odzywa we mnie na moment wieloletnie marzenie, ale wiem, ze nie o to mi chodzilo. Je'sli nie odprawie Rytualu, zedra ze mnie szate i wyrzuca mnie na ulice, gdzie zostane ukamienowany przez tlum. Przysuwam sie do oltarza, a Najwyzszy Kaplan wrecza mi Narzedzie Rytualne – waski, ostro zako'nczony n'oz z rze'zbiona srebrna rekoje'scia. Poinstruowano mnie dokladnie w kt'ore miejsce na ciele wbi'c rytualny n'oz. Chodzi o to, by nie spowodowa'c natychmiastowej 'smierci dziewczyny, lecz wprowadzi'c ja w stan ekstazy w chwili, gdy Najwyzszy Kaplan i Siedmiu Straznik'ow Kr'olestwa beda udziela'c blogoslawie'nstwa... Szybko podnosze n'oz i juz mam wbi'c jego ostrze... gdy zatrzymuje sie z uniesionym ramieniem. Spogladam dziewczynie w oczy i widze w nich strach, zaskoczenie, rezygnacje... a poza tym zrozumienie, glebie, kt'ora przenosi mnie ze 'swiata zludnych marze'n w 'swiat prawdy, w kt'orego istnienie zawsze wierzylem... Opuszczam ramie, odwracam sie i upuszczam n'oz, to przeciez tylko n'oz, przed tlustym mezczyzna, kt'ory nazywa siebie Najwyzszym Kaplanem... nie moge tego zrobi'c, nie, nie zrobie tego... oto jestem wolny!... a wtedy przez sufit ko'sciola przeplywa 'swietlisty, bialy promie'n, skupia sie na mnie, przenika cala moja istote; srebrny n'oz topi sie i pozostaje po nim brylka metalu, jedwabne sznury opadaja z dziewczyny, kt'ora podnosi sie i wstaje, a gdy to robi, oltarz zaczyna drze'c i rozpada sie na kawalki... mezczy'zni odziani w kapla'nskie szaty klecza oszolomieni, a ich oczy wpatruja sie az do o'slepienia w blyszczacy, bialy promie'n...

KLIK!

...Tak, gdzie's zrodzila sie ta legenda... to wydarzenie przypominam sobie jak przez mgle, jezeli w og'ole moge je przywola'c... ale emocja, kt'ora przed chwila odczuwalem jest czysta i silna...

(To, co nazywasz emocja, stanowi podstawe procesu uczenia sie. Jest to szczeg'olny, dajacy sie zauwazy'c efekt promieniowania milo'sci. A zatem emocje to tw'orcza energia, sila napedowa pobudzajaca ludzi do my'slenia i dzialania. Bez niej pozostaliby'scie zwierzetami.)

Ale w zachowaniu sie zwierzat mozna zaobserwowa'c co's, co bardzo przypomina emocje.

(To, co zauwazacie u zwierzat jest tylko refleksem, odpowiedzia na wibracje tej energii, kt'ora czlowiek sam z siebie wypromieniowal lub jedynie przetworzyl. Pokazemy ci to, je'sli chcesz.)

Doskonale, bede bardzo zadowolony.

(Ano, zobaczymy, jak mawiacie.)

KLIK!

...Nasz maly piesek o zabawnym imieniu Parowiec idzie ze mna droga wczesnym rankiem... jest wspanialym przyjacielem... tak sie cieszy na m'oj widok... szczerzy zeby w u'smiechu, chcac pokaza'c, jak mily z niego »kompan, poniewaz to samo robi najblizszy mu b'og-czlowiek... wida'c, ze pragnie by'c z nami, z zapalem robi to, czego chcemy... wystarczy moje slowo i juz biegnie do mnie rado'snie... to nie jest tylko wdzieczno's'c za to, ze go karmie... wiaze nas co's, co mozna nazwa'c przyja'znia, udalo mu sie zaprzyja'zni'c ze swoim bogiem, robi'c z nim razem r'ozne rzeczy, to przeciez co's wspanialego – zaprzyja'zni'c sie ze swoim bogiem... teraz skrecil w ciagnacy sie wzdluz drogi las, bedzie szukal zawsze nieuchwytnego kr'olika, ale zaraz wr'oci, by zn'ow biec przede mna... nagle slysze warkot pojazdu nadjezdzajacego zza zakretu – to samoch'od lub ciezar'owka – przywoluje Parowca... tak, to ciezar'owka, jedzie szybko, zbyt szybko... w odleglo'sci trzech metr'ow ode mnie Parowiec wyskakuje z lasu i wpada pod jej kola... rozlega sie rozdzierajacy wrzask, gdy kolo calkowicie miazdzy mu dolna cze's'c tulowia... ciezar'owka jedzie jeszcze kawalek i zatrzymuje sie, kierowca wysiada z szoferki ze smutnym i przepraszajacym wyrazem twarzy... Parowiec stara sie do mnie dotrze'c, jego przednie lapy usiluja zawlec zmiazdzona cze's'c ciala na druga strone szosy... podbiegam... Siadam przed nim na szosie, a kiedy wyciagam reke, by poglaska'c go po lbie, juz nie pr'obuje ruszy'c sie z miejsca; lzy naplywaja mi do oczu, ale to tylko znikoma oznaka glebokiego smutku, jaki mnie ogarnal... dotykajac go wyczuwam pod reka silne drgawki wstrzasajace obolalym cialem; lize mi reke i patrzy pytajaco w oczy ufajac, ze jego b'og usunie b'ol... spogladam na drobne cialko, tak okaleczone, ze nie ma zadnej nadziei... zn'ow lize mi reke... zdaje sobie sprawe, ze jestem calkowicie odpowiedzialny za to, co sie stalo... wstaje i ide w strone kierowcy, po drodze 'sciagam z siebie koszule... wymieniamy spojrzenia i on wie, ze nie powinien czu'c sie winny... owszem, moze dzieli'c ze mna smutek, ale nie wine... to ja bylem odpowiedzialny, nie on... podchodze do ciezar'owki, zdejmuje zakretke ze zbiornika na benzyne wkladam do 'srodka koszule, nasaczam ja, teraz wyjmuje i wracam do mojego pieska, obserwuje mnie z nadzieja, zbyt slaby, by zrobi'c co's wiecej... siadam przy nim, opuszcza leb na moje kolana, jego oczy wpatruja sie we mnie pytajac, proszac... jedna reka lagodnie podsuwam mu mokry material pod nos, a druga reke klade na jego lbie... patrzy mi gleboko w oczy, drgawki slabna i w ko'ncu ustaja... wiem, ze laczaca nas blisko's'c jest wieczna, i on tez w jaki's spos'ob o tym wie... jego oczy zamieraja, traca 'swiadomo's'c i przytomno's'c... i pozostaja tylko moje oczy pelne lez...

KLIK!

...Przeciez to nieprawda! Parowiec zyje! Zostal tam, skad przyszedlem, w poblizu mego fizycznego ciala...

(Masz racje. Jednakze w twoim obecnym fizycznym zyciu mialo miejsce podobne zdarzenie, z tym ze dotyczylo innego zwierzecia nazywanego przez was psem. Teraz, gdy przezywale's je zn'ow, tamto stworzenie utozsamile's z psem, do kt'orego jeste's przywiazany dzisiaj. W'owczas nie potrafile's zapanowa'c nad emocjami, kt'ore uczynily cie bezradnym i uchylile's sie od odpowiedzialno'sci. Tym razem wykazale's opanowanie, kt'ore dowiodlo tego, iz zmienila sie twoja 'swiadomo's'c, ze rozwinale's sie.

Z ta zyciowa energia, nazywana przez was emocja, zwiazany jest pewien paradoks. Ot'oz polega on na tym, ze energia ta zapewnia zar'owno mozliwo's'c rozwoju, jak i zastoju oraz regresu. Totez kontrolowanie tej energii i kierowanie nia staje sie najwazniejszym celem, jaki czlowiek ma osiagna'c dzieki zyciowemu do'swiadczeniu. Rezultatem takiej dzialalno'sci jest latwe pojmowanie i rozumienie. W zadnym wypadku nie nalezy tlumi'c ani hamowa'c tej energii. Przeciwnie, trzeba skierowa'c ja do odpowiednich, pierwotnie przeznaczonych dla niej kanal'ow, a wtedy stanie sie mocniejsza. Mozliwe, ze to, co nazywacie ciekawo'scia, jest najmniej poznana i najmniej znieksztalcona forma energii, o kt'orej m'owimy. A jednak stanowi ona gl'owna sile napedowa tego, co ludzie uwazaja za najwybitniejsze osiagniecia w swej historii.) ...To przychodzi zbyt szybko i zaczyna by'c za trudne; musze odlozy'c te rote i rozwina'c dopiero po jakim's czasie.

(Czy chcesz wzia'c udzial w ko'ncowym eksperymencie?)

Poniewaz jest to ostatnie do'swiadczenie, wiec chyba bedzie najbardziej pouczajace... gdyby tylko udalo mi sie pamieta'c, ze to jedynie „zywy obraz" – sfingowana przez nich scenka, w kt'orej odgrywam gl'owna role... sprawia raczej wrazenie testu, ale z kolei gdybym o tym pamietal, nie bylby to prawdziwy test... w tym wszystkim jest co's podobnego do ludzkiego zycia, podczas kt'orego zbiera sie do'swiadczenia – to, i to ze do'swiadczenia te sa dla nas tak wazne... a wiec dobrze, ostatni test!...

KLIK!

...siedze sam w domu, jest cicho... nasze zwierzeta:

pies i kot leza spokojnie w hallu zwr'ocone pyskami ku drzwiom, jak gdyby oczekiwaly kogo's w p'ol'snie... Wla'snie zaszlo slo'nce i nadchodzi zmierzch... wkr'otce zrobi sie ciemno, a ja bede siedzial w tych ciemno'sciach, w domu pelnym rzeczy, kt'ore ona tak lubila i kt'ore sama wybrala oraz rzeczy, kt'orych uzywala jeszcze jej babka; rzeczy, kt'ore pokladla lub porozwieszala w kazdym pokoju, poumieszczala w szafach i szufladach, i kt'ore tylko ona potrafila odnale'z'c... Na wszystkich odcisnela swe pietno i wszystkie ja przypominaja... Ale ona odeszla, i tak jak przypuszczalem, nie ma jej tutaj... niepotrzebne mi 'swiatlo, nawet po ciemku widze przypominajace ja rzeczy... ich widok mi nie przeszkadza i nie poprzestawiam ich, ani nie pousuwam, bo nosza na sobie jej pietno... moge odnale'z'c ja w 'swietle lub ciemno'sci, to nie ma znaczenia... Tak wiele mnie nauczyla, nie zdajac sobie z tego sprawy... jakze kobiece i ludzkie byly jej reakcje na r'ozne wydarzenia – te wielkie i te drobne, kt'ore dopiero pod wplywem jej oceny zyskiwaly znaczenie i nabieraly barw... przezywali'smy to wszystko wsp'olnie... prowadzilem nie jedno, lecz trzy zycia: jej, moje i nasze... pomogla mi zrozumie'c co's niezwykle trudnego, a mianowicie to, ze pociag seksualny nie jest podstawa tej energii, kt'orej nie potrafie nazwa'c inaczej jak milo'scia, lecz jednym z najbardziej naturalnych czynnik'ow rozpoczynajacych ten proces – zarzewiem... z chwila, gdy ogie'n rozpali sie, to zarzewie nie jest juz nawet podtrzymujacym plomie'n paliwem, lecz mniej istotna, fizyczna nuta w nie ko'nczacym sie akordzie... rozumiem teraz, co to znaczy by'c matka i rozumiem macierzy'nstwo, cho'c matka nigdy nie bylem... rozumiem, dlaczego kobieta chce zosta'c zona, i wiem, ze to pragnienie rozbudza w niej cala mieszanine idealizmu i realizmu... cala game ludzkich przezy'c w jednej chwili... „Dokad ty idziesz, ja ide" – to co's wiecej niz prawda... ona idzie ze mna, a ja ide z nia... samotno's'c to iluzja... tu, czy tam, co za r'oznica?... plomie'n jest wieczny i nosimy w sobie to, co'smy otrzymali i stworzyli... Tak jak przypuszczalem, powraca do mnie teraz... i nie pozegnamy sie, ani nie wymienimy miedzy soba nowych adres'ow; zawsze rozpoznamy swoje identy, kt'ore sa nie do wymazania... 'Smier'c to tylko ostatnia chwila ko'nczaca jedno zycie...

KLIK!

(Zrozumiale's, Ashaneen. Test wypadl pomy'slnie.) ...To bylo bardzo dziwne... jedno z nas odeszlo ze 'swiata fizycznego i sadzilem, ze to wla'snie ona... z czasem nie bylem juz tego taki pewien, to moglem by'c r'owniez ja... w ko'ncu pojalem, ze nie ma znaczenia, kt'ore z nas umarlo... rezultat byl ten sam... rzecz jasna, ze nie musze zastanawia'c sie, czy to sie wydarzylo naprawde, lecz wiem, ze zdarzy sie pewnego dnia w tym zyciu.

(Masz racje. Rezultat jest taki sam. Naszym zdaniem jeste's juz przygotowany do odwiedzenia nas tam, gdzie jak m'owisz, przebywamy. Oczywi'scie, je'sli nadal tego pragniesz. Tym razem nie bedzie to upozorowana scena, lecz nasza rzeczywisto's'c. Bedziemy cie jednak prowadzi'c i wr'ocimy z toba do tego miejsca. Wazne, aby's zdal sobie sprawe, ze taka wizyta, nawet gdyby wydala sie bardzo kr'otka, moze spowodowa'c w tobie nieodwracalne zmiany.)

...Tak, pragne tego i przyjmuje odpowiedzialno's'c za wszelkie zmiany, jakie moga we mnie zaj's'c.

(Otw'orz sie szeroko. Zyczymy ci dobrej zabawy, m'owiac waszymi slowami.)

KLIK!

Mkne przez jaskrawobialy tunel. Nie, to nie jest tunel, lecz rura: przezroczysta rura promieniujaca energia. Jestem skapany w promieniowaniu, kt'ore przenika mnie na wskro's. Stwierdzenie tego faktu i sila promieniowania napawaja mnie tak wielkim szcze'sciem, ze az sie 'smieje. Co's sie zmienilo, poniewaz poprzednio musieli oslania'c mnie od silnych wibracji, a teraz z latwo'scia znosze dzialanie pelnej energii. Przeplywa ona przez rure w dwu kierunkach. Prad plynacy obok mnie, w kierunku, z kt'orego przybylem, jest lagodny, miarowy i jednolity. Prad, kt'orym jestem ja, porusza sie w przeciwna strone i ma bardziej zlozona budowe. Jest taki sam, jak strumie'n energii, kt'ory plynie obok mnie, ale mie'sci w sobie ogromna ilo's'c drobniejszych fal nakladajacych sie na fale gl'owna. Jestem zar'owno fala gl'owna, jak i malymi falkami powracajacymi do 'zr'odla. Poruszamy sie miarowo, powoli; ten ruch jest spowodowany pragnieniem, kt'ore znam, a kt'orego nie umiem wyrazi'c. Juz sama 'swiadomo's'c powrotu do 'zr'odla sprawia, ze wibruje w radosnej ekstazie.

Mam wrazenie, ze kanal sie rozszerza – to inny prad dolacza z boku, druga fala rozplywa sie we mnie i stajemy sie jedno'scia. Natychmiast rozpoznaje te druga fale, a ona mnie i powstaje ogromne szcze'scie z polaczenia tego drugiego ,Ja" ze mna. Jak moglem o tym zapomnie'c! Plyniemy razem, rado'snie wymieniajac do'swiadczenia, wiedze i wrazenia z przezytych przyg'od. Kanal zn'ow staje sie szerszy; dolacza do nas jeszcze inne ,Ja" i proces sie powtarza. Nasze fale sa identyczne, a gdy poruszamy sie w tej samej fazie, zacie'snia sie wie'z miedzy nami. W kazdym z nas jest co's, co odr'oznia go od innych, i wszystkie te odmienno'sci razem stwarzaja nowa i wazna modyfikacje calo'sci, kt'ora stanowimy.

Zn'ow kanal sie rozszerza i juz nie troszcze sie o to, co dzieje sie z jego 'scianami, gdy nastepne ,Ja" dolacza do strumienia fal. Tym razem jestem szczeg'olnie podekscytowany, gdyz zauwazylem, ze jest to pierwsza fala, kt'ora przybywa z innej rzeczywisto'sci, niz 'swiat ludzki. Ale polaczenie bylo prawie idealne i kazde z nas stalo sie bogatsze o do'swiadczenia tego drugiego. Teraz juz wiemy, ze naturalny spos'ob komunikowania sie moze by'c o wiele bardziej skuteczny od sztucznego. Np. 'swiadome poslugiwanie sie malpim ogonem jest znakomitym narzedziem porozumiewania sie, czesto przewyzszajacym jezyk znak'ow, jakim jest mowa.

Stopniowo dolacza do nas jedno Ja" za drugim. W miare przylaczania sie kazdego z nich stajemy sie coraz bardziej 'swiadomi calo'sci i coraz wiecej sobie z niej przypominamy. Jak wiele rzeczy wydaje sie teraz niewaznych. Nasza wiedza i mozliwo'sci sa tak wielkie, ze nie zadajemy sobie trudu, zeby sie nad tym zastanawia'c. To nie ma znaczenia. Jeste'smy jedno'scia.

Z ta my'sla odwracamy sie i odsuwamy od gl'ownej fali. Nie poruszajac sie, z glebokim szacunkiem obserwujemy, jak prad oddala sie od nas i odplywa w niesko'nczono's'c. Widzimy, jak z tej niesko'nczono'sci nadciaga lagodna fala i rozplywa sie w rzeczywisto'sci, z kt'orej przybyli'smy. Przez kazdego z nas przeplywa jednoczaca energia; dzieki niej stajemy sie jedno'scia i uprzytamniamy sobie, ze calo's'c to co's znacznie wiecej niz suma poszczeg'olnych cze'sci. Wydaje sie, ze nasze mozliwo'sci i nasza wiedza sa nieograniczone, ale wiemy, ze na razie dotyczy to tylko system'ow energetycznych nie wykraczajacych poza nasze poznanie. Mozemy tworzy'c czas w zalezno'sci od checi i potrzeb, zmieniajac go i ulepszajac w granicach naszego perceptu. Mozemy formowa'c materie z innych struktur energetycznych, mozemy nadawa'c materii dowolny ksztalt, a nawet przywraca'c jej pierwotna posta'c. Mozemy stworzy'c, wzmocni'c, przeksztalci'c, zmieni'c bad'z zniszczy'c kazdy percept w obrebie p'ol energii dostepnych naszemu do'swiadczeniu. Mozemy przemienia'c jedne pola energii w drugie, z wyjatkiem tego, kt'orym sami jeste'smy. Nie mozemy natomiast sami stworzy'c ani zrozumie'c naszej pierwotnej energii, dop'oki nie staniemy sie calo'scia.

Mozemy tworzy'c rzeczywisto's'c fizyczna, takie uklady jak wasze Slo'nce i system sloneczny, ale nie robimy tego. To juz zostalo stworzone. Mozemy zmieni'c 'srodowisko na waszej planecie – Ziemi, ale tego tez nie robimy. Nie to jest naszym zadaniem. Mozemy rejestrowa'c, uzupelnia'c i wzmacnia'c strumie'n do'swiadcze'n zdobywanych przez ludzi oraz inne ludziom podobne istoty w calej czasoprzestrzeni. Robimy to stale i na wszystkich poziomach ludzkiej 'swiadomo'sci, gdyz chcemy, aby kazda z tych czastek naszej pierwotnej energii zostala wla'sciwie przygotowana do zjednoczenia sie z calo'scia, kt'ora sie stajemy. Dzieki temu rozwijamy sie. Taka pomoc i przygotowania dana istota otrzymuje wylacznie na pro'sbe jednego lub wielu poziom'ow swojej 'swiadomo'sci. W'owczas wytwarza sie miedzy nami wie'z, dzieki kt'orej mozemy porozumiewa'c sie w r'oznoraki spos'ob, az do momentu przemiany.

Wiemy, kim jeste'smy. I jedno „ja" 'smieje sie, i my wszyscy 'smiejemy sie z imienia INSPEK, kt'ore to ,Ja" nam nadalo. Jeste'smy INSPEKAMI, jednym INSPE-KIEM. A dookola znajduje sie wiele innych.

(Jeszcze nie osiagnale's doskonalo'sci, wymagasz uzupelnienia. Trzeba zmieni'c w tobie to i owo, lacznie z ta pelna ciekawo'sci czastka, kt'ora nas odwiedza. Kazdy z nas jest niedoskonaly, kazdemu jeszcze czego's brakuje. Dlatego przebywamy tu, w tym miejscu, by m'oc cofna'c sie i pozbiera'c pozostale cze'sci nas, az nikomu niczego nie bedzie brakowalo, az kazdy stanie sie calo'scia.

Nasza ciekawo's'c pragnie uzupelnienia, osiagniecia doskonalo'sci.

Zn'ow zanurzymy sie w tworzacym nurcie, kt'ory powraca do 'zr'odla – jest to ta sama fala, kt'ora cie tu przyniosla. Gdy tego dokonamy, opu'scimy te rzeczywisto's'c.)

Czy mogliby'scie mi to pokaza'c?

(Nie, to niemozliwe. Nie wiemy, jak to zrobi'c. Kiedy nastapi w tobie przemiana i staniesz sie calo'scia – wtedy zrozumiesz. Wla'snie dlatego powstalo to miejsce, w kt'orym przebywamy. Nie mozna p'oj's'c dalej, dop'oki nie nastapi integracja.)

P'oj's'c dalej? A dokad? Jaki jest cel tej wedr'owki?

(Wierzymy, ze wr'ocimy do 'zr'odla, do promieniowania, kt'ore nas stworzylo. Nie mozna porozumiewa'c sie z tymi, kt'orzy poszli naprz'od. Pragnienie p'oj'scia dalej, dalszego rozwoju, powstaje dopiero po zjednoczeniu j jest czym's wiecej od tego, co nazywacie ciekawo'scia. Nielatwo to okre'sli'c w zrozumialy dla was spos'ob. Wprawdzie usilowali to robi'c ci, kt'orzy zako'nczyli sw'oj pobyt tutaj i zamierzaja i's'c dalej, ale bez powodzenia.)

A wiec chodzi o powr'ot do domu, do wla'sciwego domu.

(Tak, to jest dobra wyj'sciowa koncepcja. Wz'or, kt'ory sie odslania w miare, jak wzrasta zrozumienie. A teraz musisz zako'nczy'c wizyte i wr'oci'c. Bedziemy przy tobie – tzn. bedzie przy tobie nasze ciekawe ,ja".)

Wr'oci'c, ale dokad?

(Do twojego fizycznego otoczenia...}

Gdzie to jest?...

('Swiat ludzi, twoje cialo fizyczne...)

Ach, tak, zupelnie zapomnialem... czy naprawde musze juz wraca'c?

(Przywolaj nas, a bedziemy ci towarzyszy'c na wiele r'oznych sposob'ow. Masz jeszcze duzo do zrobienia. A wiec id'z i dzialaj, 'smialku!

I we'z ze soba do zabawy to, co nazywasz rota.)

KLIK!

Prawie natychmiast wr'ocilem do ciala; mialem mokra twarz i oczy pelne lez. Usiadlem na krze'sle i rozpamietywalem to, co przed chwila przezylem. Siegnalem po z'olty notes i pi'oro, by od razu uja'c rote w slowa. Tego, co mnie spotkalo, nie zapomne do ko'nca mego fizycznego zycia. Wiedzialem, ze sie zmienilem. Lecz to nie zmieni sie nigdy:


ROZDZIA L \OSMY: MIEJSCE SPOTKA\N | Dalekie podróże | Dla tych, kt \orzy marza, jest rzeczywisto\s\c.